poniedziałek, 5 marca 2007

Czy program komputerowy jest utworem autorskim?

Program komputerowy to utwór, jest chroniony prawem autorskim, o czym zresztą świadczy dobitnie art. 1 ust. 2 pkt. 1 prawa autorskiego. Pogląd, który wszyscy akceptują praktycznie w ciemno. Nieliczne orzecznictwo RP nigdy tezy tej nie zakwestionowało, ba, uznawało program za utwór nawet przed wejściem w życie obecnej ustawy o prawie autorskim. Roma locuta, causa finita. Warto jednak się zastanowić, czy opinia ta jest zawsze prawdziwa – kwestia równie ważna teoretycznie, jak i praktycznie. Problem można rozważyć co najmniej w dwóch aspektach – spełnienia przez program przesłanki twórczości wynikającej z art. 1 ust. 1 prawa autorskiego oraz wytyczenia granicy, które elementy programu są chronione, a które nie. Ten drugi aspekt chwilowo odkładam na bok (choć jest ultraciekawy), chciałbym skupić się na niezwykle kontrowersyjnej przesłance roli twórczości (ściśle ujmując także przesłance „indywidualnego charakteru”, ale dla dobra bloga pozostaję przy samej „twórczości”) w procesie tworzenia programu komputerowego.

Na początek definicja z ustawy: „przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia (utwór)”. Nie miejsce tutaj na dogłębne rozważanie jak prawo i teoria definiują twórczość, zwłaszcza, że poglądów sporo. Niezłą propozycją jest teza, iż o twórczości (i jej indywidualnym charakterze) możemy mówić, kiedy jest nieprawdopodobne, aby taki sam rezultat osiągnęły osoby o podobnych zdolnościach, postawione przed tym samym problemem. Twórczość jest zaprojektowaniem i wyborem ścieżki przy możliwości wyboru z niezliczonej ilości ścieżek. Twórcze nie będzie rozwiązanie optymalne, jedynie możliwe (czy też jedynie rozsądne w danych okolicznościach) – do takiego rozwiązania prędzej czy później dojdzie każda grupa specjalistów, choć oczywiście nie wyklucza to, iż osiągnięcie danego rezultatu wymaga ogromnej ilości pracy (amerykanie ładnie to nazywają „doktryną potu z czoła”). Tak samo ogromnej ilości pracy wymagałoby stworzenie książki telefonicznej wszystkich mieszkańców Ziemi, choć rzecz jasna twórczości w tej książce za nic (przyjmując, że byłaby ułożona alfabetycznie).

Owa cecha twórczości jest niezbędna, abyśmy mogli mówić o utworze i ochronie prawnoautorskiej. Przemysł softwarowy zawsze miał z tym problemy. Tworząc programy komputerowe, zwłaszcza o biznesowym zastosowaniu, rzadko kiedy prace są ukierunkowane na „eksplozję” artystyczną – chcemy szybko i skutecznie realizować w środowisku cyfrowym pewne zadania. I o ile trudno sobie wyobrazić skonstruowanie skomplikowanego programu bez żadnej przesłanki twórczości (chcąc nie chcąc będziemy ścieżki wybierać), to w przypadku potrzeb ściśle zdefiniowanych, programów prostszych, a zwłaszcza skryptów konfiguracyjnych, parametryzacji, programów tworzonych w ABAP-ie, wątpliwości się mnożą. Śmiem postawić tezę, że w wielu takich przypadkach nie mamy do czynienia w ogóle z utworami w rozumieniu prawa autorskiego, tylko odrębnym tworem własności intelektualnej nie spełniającym przesłanki twórczości. Twory takie nie są chronione prawem autorskim, a ponieważ katalog dóbr intelektualnych jest „numerus clausus”, w konsekwencji w ogóle nie są chronione (pomijam nieuczciwą konkurencje i inną „miękką” ochronę). Czyli wolno je m.in. kopiować, rozpowszechniać i wykorzystywać do różnych, zaskakujących (zwłaszcza dla twórcy) celów.

W przypadku częstym i wyraźnie obrazującym zagadnienie, podczas wdrożenia systemów do zarządzania przedsiębiorstwem (mySAP.com, Oracle Aplications, inne systemy ERP, systemy bankowe i dedykowane), istnieje konieczność dopasowania istniejącego programu komputerowego do potrzeb konkretnego użytkownika. Dopasowanie takie składa się z analizy sytuacji klienta, jego potrzeb, przełożenia tych potrzeb na język programu komputerowego i stworzenia odpowiednich skryptów, programów, wyboru parametrów konfiguracji itp. Owe prace programistyczne (swoją drogą niekoniecznie mające charakter oddzielnego programu komputerowego sensu stricto) ukierunkowane są na ścisły biznesowo-techniczny cel: jak zapewnić w danym środowisku realizację założeń funkcjonalnych. Jak sprawić, aby faktura wprowadzona na stanowisku sprzedaży pojawiła się w określonym czasie przed oczyma dyrektora handlowego. Tego typu zadania w wielu przypadkach nie są twórcze w znaczeniu autorskim – w praktyce istnieje bardzo wąska grupa rozwiązań, które prowadzą w racjonalny sposób do celu. Wybór między nimi wynika z pewnych założeń organizacyjnych czy technicznych, ale nie z potrzeby wyrażenia własnego „ja” – każda firma wdrożeniowa postawiona przed tym samym problemem wykonałaby tę część prac programistycznych w bardzo zbliżony sposób, choć sama praca wymaga dużego nakładu intelektualnego. Opisywany fenomen pojawia się też w przypadku niektórych rozwiązań naukowych. Programy komputerowe ze swojej istoty w dużej mierze nie są i nigdy nie będą nakierunkowanie na twórczość – twórczość o „indywidualnym charakterze” może pojawić się „mimo woli”, ale może się zdarzyć, ze nie pojawi się w ogóle.

Jak wspomniałem, własność intelektualna jest chroniona na zasadzie „numerus clausus”, czyli jest chronione tylko to, co jest wyraźnie wymienione w ustawach – np. utwory, wynalazki, znaki towarowe, topografia układów scalonych itd. Jeśli jakiś przedmiot nie ma „swojej ustawy”, nie ma wyspecjalizowanej ochrony (tak np. było z bazami danych nie spełniającymi cech utworów , które ochrony doczekały się dopiero w 2001 roku). W konsekwencji opisane powyżej programy czy skrypty, parametryzacje, konfiguracje itp. będą poza ochroną do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. Klient nie ograniczony w prawie do modyfikacji czy rozpowszechniania naszych rozwiązań. Co gorsza, nasza konkurencja, będzie mogła z takich rozwiązań korzystać nie narażając się na zarzut naruszania praw autorskich. Podobnie nie będzie tych praw naruszał nasz były pracownik, który identyczną pracę wykona u swojego nowego pracodawcy, wykorzystując zdobytą wiedzę.

Czy powyższy scenariusz jest realny? Jak najbardziej. Słynna bitwa o patenty to m.in. przejaw powyższego problemu, niedopasowania prawa autorskiego do ochrony programów komputerowych i obaw producentów. Taka sytuacja wymusza na prawnikach niezwykłą uwagę przy konstruowaniu umów wdrożeniowych i licencyjnych (część zabezpieczeń można wprowadzić umową, choć jest to półśrodek), a na biznesie rozważenie innych niż prawo metod ochrony takiej własności intelektualnej (np. szyfrowanie rezultatów prac). A przy okazji to niezły przykład, jak trudno klasycznymi konstrukcjami prawnymi uregulować współczesny przemysł IT.

(c) Marcin Maruta 2007

Brak komentarzy: